2016/06/03

#21 Kot kotu kotem

Dzisiaj krótko, tak myślę.
Konkluzja taka mi się nasunęła, nie pierwszy raz zresztą.
Boli mnie nieufność.
Może kiedyś napiszę o tym wiersz, ale póki co mam za ciężką głowę jak na tę porę i smaruję to wynurzenie egzystencjalne tak jak smaruję. Boli mnie, ojej jak boli.

Ogólnie w życiu wychodzę z założenia, że z człowiekiem trzeba jak z kotem. Delikatnie, powoli, bo niby na ciebie zasyczy, ale głaski lubi.
Kot musi poznać zapach człeka, zobaczyć że nie wykonuje on gwałtownych, zagrażających ruchów, no i ogólnie, że się nie narzuca. Że sobie siedzi i patrzy, i milczy.
Koty tak lubią, koty są nieufne.

Okres przystosowawczy jest, plus dla mnie jest udręką. Ja wiem co wiem, wiem że nie jestem kotożercą, nie wysysam dusz ani nie zajeżdżam emocjonalnie, ale kot tego nie wie. No i czekasz aż ci zaufa, aż w ciebie uwierzy. A nigdy nie masz pewności, że uwierzy.

Bolą mnie formy, sztywne ramy kwadratowych zachowań. Boli mnie wstrzymywanie oddechu i zalepianie swoich dziur czymś na kształt mentalnej taśmy izolacyjnej. Nie jestem wiatrem wiejącym przez twe rany. Jestem plasterkiem z aloesem.

Kocham koty za całą ich kotowatość. Za mruczenie, za pazurki, za fochy, za pląsy ogonem. Uwielbiam głaskanie kota i unikanie kota, tulenie kota i uciekanie kota. Ja kotom ufam, ufam że zawsze wrócą. No bo wracają. A jak nie wracają teraz, to wrócą wkrótce. Dając kotu ciepło i wolność, dajesz im siebie i dajesz im poczucie bycia sobą.

Smuci mnie, że człowiek nie jest do końca jak kot, bo z kotami zaklinamy się nawzajem. Kot kotu nierówny, każdy jednak w swojej naturze jest tym samym. Smutno mi, bo w naturze każdy z nas jest taki sam. Sam taki. A wystarczyłoby schować na chwilę pazurki i miej machać ogonem, a więcej pomruczeć.