2015/11/16

#12 Epitafium

Jesteśmy chyba nieodpowiedzialni.
M. siedzi od 1,5 h próbując przejść misję w grze (- Musisz czy masz taką ambicję? - Muszę. - co oznacza ambicję, ale on nie ma czasu doprecyzować, bo przecież gra i musi zabić Krwawe Matki i ustosunkować się do próżnopoczęcia, a przecież ain't nobody got time for this), a ja zapętlam w kółko Throne.
On tak bardzo musi dowieść swego niezwyciężenia w boju, a ja tak bardzo toczę bój podczas trzydziestego odtworzenia tej wspaniałej piosenki, która porusza moje wnętrze na tak wiele sposóbów.
A, i jeszcze jakiś czas temu też krwawo walczyłam w Brotherhoodzie wybijając wroga, próbując dostać się na wieżę i zniszczyć śmiercionośną broń jakieś 10 czy 15 razy zanim zminimalizowałam okienko. Jutro do tego wrócę i zwycieżę.
- Ej, jutro masz na 8, może weź to zostaw i…
- Nie mogę.
- Czemu?
- Bo tylko to mnie dzieli od końca misji.
- Aaa, no to ok.
I tak siedzimy.
Podobno M. na coś wpadł i może uda mu się tym razem. Albo następnym.
A ja w tym czasie popłaczę się jeszcze kilka razy, ucieszę się kilka razy, poczuję ducha walki odtwarzając nieskończenie nieskończony raz tę samą piosenkę, przeżywając wszystkie emocje świata.
Jakby znaleźni nasze suche ciała przyklejone do komputerów napiszcie na nagrobku

So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack


2015/11/10

#11 Zawsze chciałam być geekiem


Wstydliwe wyznanie nadchodzi.
Wstydliwe dla całej mojej humanistyczno-lingwistyczno-artystycznej duszy.
Zawsze chciałam iść na politechnikę.
Chciałam mieć klucz do tajemnej wiedzy, rozwiązując zadania matematyczne czuć się jak w matrixie, być prawdziwym nerdem z krwi i kości, skonstruować samomalującego ściany robota do urządzania wnętrz czy odkryć nowy gatunek owada, który zainspiruje do ulepszenia dronów i innych machin latających. Polecieć w kosmos.
Być nerdem i mieć swój Bazinga Crew.
Taki na serio.
Oglądać Gwiezdne Wojny i dzierżyć w dłoni wykonany przeze mnie miecz świetlny. Robić wykłady na MIT i zrobić selfie z Hawkingiem. Sorry Stephen. Być taką signorą Da Vinci.

Chciałam. Ale rzeczywistość uderza mocniej niż zapach odkrytej dzisiaj, zapomnianej butelki z sokiem granatowo-brzozowym sprzed tygodnia.
Ja po prostu jestem w tym beznadziejna.

Mieszanka nieznoszącego porażki perfekcjonizmu (co jest najgorszą rzeczą podczas moich prób uczenia się nowych rzeczy) z moim wynikiem matury z matematyki, a także fakt, że nigdy nie przechodzę samouczków daje bezkształtną masę bryłopodobną moich możliwości w dziedzinach technicznych.
Co nie zmienia faktu, że strasznie mnie one intrygują.

Co więc pozostało mi w sferze marzeń?
Bycie geekiem.
Taką podróbą nerda. Taki co to niby rozumie. Taki co się śmieje z kota Schrodingera albo kojarzy bozon Higgsa, ale nie ma pojęcia o co chodzi w teorii strun i właściwie to o co chodzi z tym wybuchem.
Czyli w sumie oglądanie The Big Bang Theory.
Czytanie magazynów popularno-naukowych.
SF.
Fantasy.
Marzenie o napisaniu kiedyś jakiegoś.
Brzmienie intrygująco mówiąc: Ojej, ta plama benzyny wygląda zupełnie jak kryształy kwasu cytrynowego w świetle spolaryzowanym!
Niecne plany cosplayu.
Jaranie się fanowskimi gadżetami i chęć wykupienia połowy asortymentu ze sklepów dla tych mainstreamowo-niemainstreamowych odbiorców, którzy potencjalnie nołlajfią.
Marzenie o dużej szafie, która pomieściłaby wszystkie płaszcze asasynów. I ukryte ostrze. I tomahawki.
Granie w gry. Duużo grania w gry.
I w sumie o to mi w tym wszystkim chodzi, że niemożebnie stałam się obsesyjną fanką Assassin's Creed. I śniła mi się dzisiaj apokalipsa, w której byłam asasynem. Panem asasynem. Bo kim innym mogłabym chcieć być na koniec świata niż najlepszym złodupcem z najpiękniejszym włosko-angielskim akcentem i najlepiej ubranym w całej serii?

2015/11/09

#10 Jak odnaleźć miłość?

Mam dzisiaj dziwną refleksję z serii myśli nieuczesanych.
Długo czekałam z postem, bo życie jak zwykle galopuje i mimo wielu sytuacji, które mogłabym opisać, nie chciałam. I dziś mnie tknęło. Bo dziś chcę na serio. Mniej więcej.

Spotkałam w swoim życiu trochę takich osób, które rozpaczliwie potrzebują chłopaka/dziewczyny/męża/żony, żeby być szczęśliwym albo zwyczajnie starają się (za) bardzo, żeby taki stan rzeczy nastąpił. No więc mam dla Ciebie radę jeśli jesteś taką osobą. Albo nawet jeśli się sam/a przed sobą nie przyznajesz.

Najpierw odnajdź siebie, potem szukaj albo daj się odnaleźć.
Nie czekaj biernie. Przeczytaj i wciel w życie:

1. Szanuj się. Słuchaj innych, ale pamiętaj, że Ty też możesz stawiać warunki. To Ty kreujesz swoją przestrzeń i jesteś cenny/a. Bo każde życie jest cenne i unikatowe. Im więcej ludzi spotykam, tym bardziej się o tym przekonuję.
Jeśli będziesz tylko przytakiwał innym zaczniesz prędzej czy później dusić się w nieodpowiadających Ci warunkach, a relacja stanie się toksyczna. Będąc szczerym i licząc się z uczuciami innych masz dużą szansę na sukces komunikacyjny. No i błagam… Nie chodź z każdym kto się nawinie i się Tobą zainteresuje. Nikt nie chce desperata.

2. Szanuj innych. Naucz się być: przyjaciółką/córką/bratem/kolegą/studentem/pracownikiem/wnuczką/wolontariuszem/członkiem wspólnoty czy ugrupowania. Żeby być szczęśliwym w związku miłosnym, musisz najpierw umieć żyć z innymi ludźmi. W biblijnej księdze przypowieści Salomona jest napisane, że żelazo ostrzy się żelazem a charakter człowieka drugim człowiekiem. Prawda? Poczekaj aż ktoś Cię wkurzy, a przekonasz się jak bardzo to Cię obnaża i motywuje do zmiany ;)
Jesteś asertywny? Umiesz się pokłócić i pogodzić? Panujesz nad destrukcyjnymi emocjami? Jesteś godzien zaufania? Co z tajemnicami? No i:
3. Jak spędzasz czas wolny? Czyli ucz się samoświadomości. Co lubisz, czego nie, czego oczekujesz, co jesteś w stanie zaakceptować, a co w ogóle. Jesteś domatorem i nie cierpisz zwiedzać nowych miejsc? Zwiąż się z drugim domatorem, albo takim outdoorowcem, który tworzy dla Ciebie bańkę bezpieczeństwa, z którym będzie w stanie „wyprowadzać Cię na spacer” bez uszczerbku na Twoim zdrowiu psychicznym. Relaksujesz się grając na kompie/tablecie/PS/PSP? Upewnij się, że Twoją połówkę nie doprowadza do szaleństwa. Jeszcze Twój xbox wyląduje na allegro, a cedeki spotka gwóźdź.

4. Rozwijaj się. To bardzo ważne. Duchowo. Emocjonalnie. Intelektualnie. Fizycznie. Trwałe związki są dla ludzi dojrzałych.

5. Znajdź pasję, a na pewno przyciągniesz do siebie właściwych ludzi. Bo A) ludzie z pasją są szalenie pociągający, B) jeśli masz dziwną pasję to nastąpi naturalna selekcja, w której ludzie, którzy czują jak Ty przysuną się, a ci drudzy odsuną. Wtedy będziesz wiedzieć z kim warto pogłębiać relacje. Mam kolegę, który uwielbia militaria, mam koleżankę, z którą każda rozmowa schodzi na jeździectwo, mam znajomych, (którym zazdroszczę, że) znają się na budowie komputera, na wszelakim sprzęcie nagłaśniającym, których życiem jest klarnet, pianino, perkusja. Czy ja umiem to co oni? Czy ja spędzam tak czas wolny?
Nie.
Ale uwielbiam ich. Poszerzają moje horyzonty i bez problemu znajdziemy inne punkty wspólne. A nawet jeśli nie, to…

6. KOMUNIKUJ. Temat uderza w trzy pierwsze punkty, ale postanowiłam wyodrębnić. To naprawdę jest ważne. Bez próbowania mówić tak, żeby druga strona rozumiała i słuchania tak, żeby zrozumieć o co jej/mu chodziło będzie wiele, wiele spięć, które mogą doprowadzić do rozpadu. Możesz nawet nie mieć pojęcia jak bardzo wzbogaci Cię ktoś inny. Ćwicz się w rozmowie, w wytrzymałości, w skupieniu na tym, co mówi ktoś inny, nawet jeśli średnio Cię to interesuje. Bo pamiętaj, że Ty masz tylko (i aż) swój punkt widzenia. A oni mają inny. Nowy. Świeży. A to ubogaca.



7. Wybaczaj. Bo Ty święty nie jesteś, nikt nie jest idealny (chociaż bardzo byśmy chcieli), a to pomoże i tej osobie i Tobie. Bo prędzej czy później na pewno się poranicie, bardziej lub mnie chcąco.
Grunt to nie unikać starcia, a wychodzić za to z perspektywą: jak to może umocnić naszą więź?
Jeśli wybaczacie sobie nawzajem, możecie doświadczyć niesamowitej głębi relacji. I poczucia, że naprawdę jesteś kochany, a ktoś nie odejdzie przy pierwszym lepszym sztormie.

8. Poskramiaj swoje demony i naucz się radzić z tym co Cię łamie.  Nie oczekuj, że druga strona „Cię sklei”. Owszem, miłość i poczucie bycia kochanym potrafi wiele w nas naprawić, dać nadzieję, zmotywować do tego co słuszne etc., ale nie obarczaj nikogo winą za swoje zranienia z przeszłości. Każdy je ma. Próbuj zrozumieć siebie i dociekać do przyczyny swojego samopoczucia. Pamiętaj że masz prawo czuć się źle, ale kiedy ranisz innych jest to już Twoja odpowiedzialność. Rozlicz się z przeszłością, zrób rachunek sumienia, wyzwól z tego co Cię zniewala, pracuj nad swoimi reakcjami w trudnych dla Ciebie chwilach. Bądź czysty. Nie wnoś brudów z nieistniejącej już przeszłości w przyszłość
9. Nie skupiaj się na tym, że jesteś singlem. Serio. Nie zapadaj się w swój padół łez i beznadziei łaknąc pocieszenia. Nie oglądaj ckliwych komedii romantycznych. ZWIĄZEK JAKO TAKI NIE JEST CELEM TWOJEGO ŻYCIA. Nie powinien być. 
Co z tego, że nie masz nikogo? Bo… serio nie masz? Jeśli masz przyjaciół, rodzinę, domowe zwierzątka, znajomych z jakiegoś koła zainteresowań to już na kogoś wpływasz i jesteś za kogoś odpowiedzialny. Skup się co jest warte tego, żebyś się w to angażował, zużyj swoją życiową energię na coś dobrego. Ważnego. Co sprawia Ci frajdę. Co pomaga innym. Otaczaj się ludźmi. Takimi jakimi chcesz, ale nie daj sobie wmówić, że jesteś samotny. Można być samemu, ale nie być samotnym :)

10. No dobra. I tak Ci smutno i źle, bo potrzebujesz bratniej duszy. Wiesz, że Twoje serce jest stworzone do dawania miłości, do pocieszania, do starania się. Wiesz, że wcześniejsze relacje okradły Cię z siebie. Mało Cię zostało i chcesz w końcu oddać swoje dziurawe serduszko w godne ręce. Wtedy bądź artystą. Sportowcem. Pocieszycielem. Twórczo wyraź swoje potrzeby. Maluj obrazy, pisz wiersze, zwalczaj smutek dopaminą, daj innym to, czego Ty być może nigdy nie dostałeś.
Spraw, żeby Twoja przyszła Miłość mogła być szczęśliwa z Tobą. Ciekawym Tobą. Nie leniwym, nie narzekającym, obwiniającym, wymagającym, wyzywającym Tobą.
Nie musisz być idealny, żeby ktoś Cię pokochał, 
ale niech ta osoba będzie dumna, że tyle czekałeś/aś rozwijając siebie, starając się jeszcze przed czasem. Dając jej pełnowartościowego Siebie. Nieokradzionego przez żale czy własne lenistwo. Lepiej poczekać na Arcydzieło niż zadowolić się mentalnym McDonaldem.
Ty będziesz czuć się dobrze ze sobą w chwilach samotności, a on/a będzie czuć, że jest częścią czegoś wspaniałego. Waszej wspólnej przygody, która nie kończy się na wspólnym oglądaniu telewizji i opłacaniu rachunków za prąd.